sobota, 10 listopada 2012

Syndykat.

“What ever winnings on 27 July 2012 Euro Million will be shared equally by members below. Good luck.”*

Porozumienie tej treści podpisało 10-ro członków syndykatu, jaki zupełnie spontanicznie założyliśmy pewnego dnia w firmie. Dokument z dołączonymi kopiami loteryjnych losów zachowam sobie ze względów sentymentalnych.  Celem inicjatywy było zwiększenie szansy wygranej w popularnej loterii Euro Milion. Jeden los to 2 funty. Środki pieniężne w kwocie 20-tu funtów (po 2 funty od każdej z 10-ciu osób), Honorio, zwany Szefem, samozwańczy przywódca naszej małej grupy, przeznaczył na zakup 10-ciu losów, które miały na zawsze odmienić nasze życie.

Ciekawiło mnie jak szybko udało się przekonać grupę ludzi do wspólnego przedsięwzięcia.   Nakłonienie 10-tki tak różnych osób do czegokolwiek graniczyło z cudem równym wygranej w powyższej loterii. Haczykiem była kasa. Duuuuża kasa, choć tylko potencjalnie.
Gdy tylko uzgodniliśmy warunki umowy, posypały się fantazje. Dominowały podróże i powroty w rodzinne strony. Dwa w jednym. Projekcje odwiecznych i sprzecznych dwóch pragnień. Powrotu do domu oraz odkrywania świata. Homesick i adventure.
“A co ty zrobiłabyś z dużą wygraną?”- pytanie skierowano do mnie.
- Aaaaaaa, nooooo więc…… wydałabym powieść, a potem…może jakaś fundacja - moją wypowiedź zagłusza huk maszyn.
-Wróciłabym do Polski - podaję bezpieczną, niebudzącą zbędnych ekscytacji odpowiedź, po tym jak poziom hałasu wraca do stanu uznanego tutaj za normę.
Nikt nie zamierza się dzielić z innymi. Prócz rodziny i przyjaciół oczywiście. W marzeniach  ustawiamy naszych bliskich finansowo do końca  życia. Stajemy się rogiem obfitości, darem od losu, fortuną z nieba. Sprzeczamy się, czy 1 milion funtów to wystarczająca kwota. A może pełna satysfakcja możliwa jest dopiero przy 100-tu (milionach oczywiście). Ktoś jest w stanie powściągnąć swoje oczekiwania i zadowolić się 100 tysiącami. Ktoś inny robi wielkie oczy- dlaczego tak skromnie? Fantazji nie trzeba limitować, upychać do rozsądnych rozmiarów. Po to właśnie są marzenia. Nie mają ograniczników. - Nie jestem zachłanny, wystarczy mi 100 tysięcy funtów. Wrócę do Iranu i będę miał własny biznes - M. już to sobie dokładnie przemyślał. Mniejsza wygrana jest bardziej prawdopodobna. Szczęśliwy los mógłby przypaść właśnie jemu. W nagrodę za umiarkowanie.

Po fazie uniesienia, następuje tąpnięcie. Co będzie jeśli  spiritus movens naszego przedsięwzięcia nas oszuka? Jeśli któryś los okaże się wygrany a Szef zagarnie wszystko i zostanie po nim jedynie smuga samolotowego dymu w drodze na Filipiny? Już do końca zmiany będziemy się zastanawiać nad bezpieczeństwem naszych ewentualnych wygranych w rękach Szefa, menadżera projektu Euro Million.

Skąd to przekonanie, że tylko nieoczekiwany przypływ dużej gotówki jest w stanie zmienić nasz los na lepszy? Czujemy się za słabi w walce o wyższą jakość życia bez potężnego oręża w postaci środków płatniczych? Powiedz mi czy marzysz o wielkiej wygranej, a powiem ci jak bardzo cenisz swoje obecne życie. Kilka lat temu gazety w Anglii donosiły o gościu, prostym robotniku, który po odebraniu jakiejś niebotycznie dużej wygranej w toto lotka, nie zmienił w swoim życiu nic. Dalej chodził do tej samej od lat roboty, a w weekendy przesiadywał z kumplami w ulubionym pubie. Po prostu lubił swoje życie takim jakie było. Szczęściarz. Pytanie tylko, po co w takim razie kupował losy?

* pisownia oryginalna, za ewentualne błędy nie odpowiadam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz